Jeden z najsłabszych filmów Johna Carpentera, dawnego króla kina grozy.
Mam wrażenie, że John mieszając konwencję kina science-fiction z love story chciał powtórzyć sukces swego znakomitego „Człowieka z gwiazd”, ale efekt jest nieporównywalnie gorszy.
Owszem, widać tu oddany hołd klasyce kina z dawnych lat, co nie zmienia faktu, ze całość okazuje się być tylko lichą komedią. Choć z niezłym pomysłem wyjściowym…
Moja ocena - 3/10