Odświeżyłem sobie "W sieci" po ponad dekadach. No i ta cała intryga nie ma po prostu najmniejszego sensu.
Gdyby za działaniami mającymi na celu obniżenie wartości przedsiębiorstwa w przededniu fuzji/przejęcia (wywołanie skandalu seksualnego, sabotowanie produkcji nowego modelu sprzętu poprzez zamontowanie w tajemnicy złych filtrów) stała strona przejmująca, czyli ci biznesmeni z Teksasu, to ok. Tymczasem te wszystkie absurdalne, szkodliwe dla swojej firmy działania firmował jej szef, któremu zależało na fuzji. No albo jakby okazało się, że szef, z jakichkolwiek powodów, robił to żeby nie dopuścić do fuzji, to też ok. No ale tak nie było i to jest cholernie nie ok. To jakiś dramat.