Poza przepięknymi srebrnymi myśliwcami i ciekawym obrazem świata zatrzymanego w latach czterdziestych, film Oshiego nie może się niestety niczym pochwalić. Cyberpunkowe egzystencjalizmy podlane zostają japońskim "przedobrzeniem" czego efektem są komiczne sceny z rozdmuchanymi monologami nastolatków (jak to jest z tymi Japończykami? Potrafią dobić chyba każdy swój wybitny pomysł pitoleniem poety-introwertyka). Sami bohaterowie snują się niemiłosiernie i odpalają kolejne papierosy, co skutkuje tym, że film dostaje drugą godzinę. Tak, "Sky Crawlers" to film o "crawlingu"- czyli snuciu się, powolnym pełzaniu. Wizualnie film nie przedstawia się jakoś oszałamiająco - wszechobecna grafika komputerowa potęguje uczucie sztuczności i "cyfrowości" całej zabawy. Z drugiej strony walki powietrzne cieszą oko - są miodne, dopracowane i dynamiczne. Latające fortece kojarzyły mi się trochę z "Nausicą z Doliny Wiatru". Podsumowując, uważam że to mogła być prawdziwa petarda a wyszedł zjadliwy obrazek o polance i chmurkach.
Spierałabym się z tymi latami czterdziestymi ,ponieważ na ujęciach Warszawy widać reklamy marek typu h&m czy c&a ,które wskazują raczej na czasy współczesne.
Ok, chodziło mi raczej o wygląd samolotów sprzed epoki odrzutowej. Z drugiej strony bohaterowie jeżdżą samochodami z innej epoki: Kadilakiem z lat '50, vespą czy Porsche 911. W scenach "warszawskich" w tle przelatuje stary, dobry, biało-czerwony Jelcz 043 "ogórek", który śmigał od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych. Zresztą "alternatywna rzeczywistość" i tak to wszystko tłumaczy : )