"Thank you, ladies and gentlemen,
thank you... both of you.
that song was by Mr Kurt Cobain,
now that kid's got a future, huh?"
Ja też tak myślę. I wierzę również, że Mr John Cameron Mitchell ma przed sobą wielką przyszłość. Bo cały film nijak nie można nazwać jak tylko koncertem aktorskim w wykonaniu tego pana (docenili to dziennikarze przyznając nominację do Golden Globe). Z resztą, cały film to nie tylko wspaniałe aktorstwo Mitchella, to również bezbłędne wykonanie. Niemalże każda scena, każdy kadr dopracowany jest z niesamowitym pietyzmem do doskonałości, tam nic nie jest przypadkowe. Niezliczona ilość barw atakuje widza z każdego kąta, świetna rock'n'rollowa oprawa muzyczna przywołuje największe przedstawienie z Broadeway'u (film z resztą oparty jest na musicalu).
Po prostu uczta dla zmysłów. Polecam.
P.S. Jeśli ktoś poczuje, że miał mało (chociaż w to wątpię) to jako uzupełnienie może obejrześ sobie "Priscilla, królowa pustyni".
P.S.S. A jeżeli komuś będzie mało i po Priscilli to pora na "Rocky Horror Picture Show".