Już nawet nie wspominam, że nawet filmy, które twierdzą, że są "na faktach" *zawsze* zawierają pewne mniejsze lub większe odstępstwa od rzeczywistych wydarzeń, Ale tu twórcy wprost piszą już na początku, że film jest tylko "inspirowany".
I pomimo tego w co drugim komciu czytam - "no co chcecie, przecież to tak było"... Czy społeczeństwo już tak nam zgłupiało, że ludzie nie znają znaczenia słowa "inspirowany"?
Naprawdę było tak: https://en.wikipedia.org/wiki/Into_the_White#Historical_accuracy
A to już ich problem.
W dzisiejszych czasach nieznajomość angielskiego to kalectwo.
Wykluczenie społeczne problemem całych społeczeństw.
Inwalidztwo lingwistyczne podstawą do świadczenia rentowego.
A tak, już poważanie, jak długo angielski będzie językiem dominującym?
A to jest ciekawe pytanie. Ale osobom próbującym przewidywać przyszłość zawsze lubię przypominać historię XIX-wiecznych angielskich naukowców alarmujących, że około 1950 roku Londyn utonie w końskim gównie z powodu rosnącego w lawinowym tempie ruchu ulicznego.
No ale pobawić się można. Nie wiem jaki język będzie kolejny, ale w tym kontekście dała mi do myślenia teoria, że... żaden. Bo w związku z lawinowym postępem technologicznym niedługo komputerowe tłumaczenia będą na tyle bezbłędne, że każdy będzie mógł mówić/pisać w swoim własnym języku a rozmówcy/czytelnikowi będzie ten tekst na żywo tłumaczył komputer.
Osobiście nie sądzę, żeby było aż tak różowo, ale - patrz punkt pierwszy.
Spoceni prezesi i ich ponętne asystentki piszą do siebie w oparach hawańskich cygar? Koszmarna wizja...
I utonął by dyby nie te przeklęte automobile... Zaraz, zaraz, a czy złoża ropy się nie wyczerpują? Może jeszcze nic straconego?
Prezesi z ponętnymi asystentkami to raczej rozmawiają językiem miłości. No i rozpoznawanie mowy komputerom też coraz lepiej wychodzi.
Raczej daję więcej szans zużytym akumulatorom samochodów elektrycznych niż końskiemu gównu. Konie chyba bezpowrotnie straciły swoją szansę na zasranie świata.
No bo problem z tym "inspirowanym" czy "opartym na faktach" jest taki, że ludzie podświadomie zakładają, że to co widzą to prawda i ewentualnie jakieś szczegóły bez znaczenia, mające poprawić odbiór filmu, zostały zmienione/dodane/ujęte. Producenci wiedząc o tym, stosują ten zabieg specjalnie, żeby zwiększyć oglądalność.
Ktoś kiedyś nakręci film "inspirowany" albo "oparty na faktach" o tym jak meteoryt uderza w Ziemię i rozwala planetę - a zainspiruje go do tego widok dwóch uderzających w siebie kamyków na deptaku.
Wg mnie błędnie stawiasz znak równości pomiędzy tymi dwiema kategoriami - wspominam o tym w pierwszym akapicie. Jeśli film jest "oparty na faktach", to odbiorca jak najbardziej ma prawo oczekiwać względnej wierności tym faktom i że zmienione zostały właśnie jedynie " jakieś szczegóły bez znaczenia".
Jeśli kręcimy film o zamachu na JP2, to ma on zostać ranny na placu św. Piotra. Możemy zmienić panującą wtedy pogodę, dodać fikcyjną postać ochroniarza, któremu prawie udało się przeszkodzić zamachowcowi, wymyślić scenę, w której kochanek pociesza zapłakanego Dziwisza oraz drugą, w której agent KGB Putin zleca zabójstwo - jeśli tylko podstawowe fakty, czyli scena zamachu i jej następstwa będą przedstawione zgodnie z prawdą.
Ale jeśli papieżem zrobimy kobietę, zamach będzie na placu Czerwonym a zamachowca Putina papież Janina Paulina 2 rozwali z kałacha przed oddaniem strzału, to wtedy taki film już nie będzie "na faktach", lecz jedynie "inspirowany", zgodnie z definicją słowa "inspiracja".